Tagi

Eksperci twierdzą, że jeśli nie idę głosować, to potem nie mam prawa narzekać na władzę. Wątpliwe to twierdzenie, a na dodatek nawet narzekać mi się nie chce. Ile razy przeczytam wypowiedź polityka w Polsce tyle razy zaczynam rozmyślać o emigracji (czyli mam pozytywne nastawienie do świata).

Nie idę, bo nie mam ochoty legitymizować obecnego systemu opierającego się na tym, że partia rządząca dzierży władzę tylko dlatego, że najsilniejsza opozycja budzi jeszcze większe przerażenie. Nie jestem przeciw jednej partii. Jestem przeciw każdej z nich, bo tworzą system wzajemnej adoracji, a celem ich działania nie jest realizacja jakiegokolwiek programu politycznego, ale żerowanie na instynktach i medialne manipulacje. Jestem to w stanie zrozumieć, ale dlaczego mam to popierać swoim głosem?

Nie idę, bo jest mi wszystko jedno kto będzie rządził. Wydawało się, że nic straszniejszego niż PiS nie może się zdarzyć, ale PO może pochwalić się imponującym demontażem prawa pracy, chaosem w edukacji i ignorancją głosów obywateli. Przy tym wszystkim smoleńska paranoja i giertychowscy policjanci w szkołach to tylko inne oblicze obłędu władzy.

Nie idę, bo liczę, że malejąca frekwencja rodzi destabilizację, która być może doprowadzi do jakiejś formy interwencji UE, albo zrodzi aktywny opór obywateli. Człowiek nie może normalnie żyć w kraju w którym brzydzi się całą sceną polityczną.

Nie idę, bo nie mam, żadnego pomysłu jak mój głos mógłby się przysłużyć Polsce. Nie widzę innej opcji zmiany sytuacji, jak gruntowna i radykalna przemiana sceny politycznej. Temu scenariuszowi mój głos w wyborach w żaden sposób nie pomoże.

Chcę tylko normalnie żyć. Płacić 40% podatków ze swojej pensji, poświęcać czas na wychowanie dzieci i pracować uczciwie. Chcę móc normalnie porozmawiać z nauczycielem, dyrektorem szkoły, urzędnikiem, policjantem, politykiem, lekarzem, przełożonym w pracy i szefem firmy. Chcę wiedzieć, że pośród różnych interesów mają przed swoimi oczami również moje dobro jako obywatela tego kraju i normalnego człowieka. To nie jest utopia. Są kraje w których jest to standardem. U nas też są na to środki i potencjał ludzki, który można by w tym celu wykorzystać. Jeśli z jakichś powodów w Polsce nie da się takiej normalności wprowadzić, to zaiste żadne głosowanie nie ma najmniejszego sensu.

Upatrywałem nadziei na poprawę sytuacji w mnożącym się bogactwie. Niestety, ci co je kapitalizują nie bardzo mają ochotę się nim dzielić, a władza robi wszystko by ten stan podtrzymać.
Upatrywałem szans w tym, że kontakt z Europą Zachodnią nauczy nas normalnie ze sobą rozmawiać. Niestety, ci co poznają Zachód nie mają ochoty tu wracać, a politycy tylko podsycają podziały i waśnie.
Upatrywałem nadziei w tym, że ruchy obywatelskie zmienią oblicze kraju. Niestety w tak dużym kraju samoorganizacja obywateli jest trudna, a władza bezwzględnie tępi wszelkie jej przejawy.

Nie idę na wybory. Jestem odpowiedzialny.